W dniach 25 VIII-31 VIII 2022 r. miała miejsce parafialna pielgrzymka do Medjugorje zorganizowana przez ks. Mariana Kostrzewę. Uczestniczył w niej również ks. Proboszcz Adam Nita.

Trudno jest pisać o pielgrzymce do Medjugorje. Można oczywiście przedstawić jej program, zrelacjonować przebieg wydarzeń dzień po dniu, opisać warunki bytowe, krajobrazy, pogodę… ale nie to jest tam najważniejsze, nie o to chodzi. W Medjugorje po prostu trzeba być, wczuć się w to miejsce, doznać osobiście działania łaski Bożej i doświadczyć dotknięcia ręki Maryi.

A wszystko zaczyna się od podjęcia decyzji wyjazdu do tego niezwykłego miejsca, gdyż decyzja ta – tak uważam – zależy nie tylko od człowieka, który jest – może nawet nie zdając sobie z tego sprawy – zaproszony, jakby wskazany palcem przez Pana, a Matka Boża już swoją ręką go prowadzi, a czyni to skutecznie, często mimo licznych przeszkód i trudności, wydawałoby się nie do pokonania. Piszę to z własnego doświadczenia, bo przecież absolutnie nie miałam jechać – bo wiek nie ten, choroby przeciwwskazane w pierwszym punkcie regulaminu wyjazdu, długa podróż, upały, a nawet ks. Marian początkowo odradzał. A jednak pojechałam, bo miałam tam być i czułam się wezwana – nawet wiem teraz po co.

Medjugorje to naprawdę niezwykłe miejsce. Świadczą o tym chociażby te tłumy ludzi różnych narodowości przybywające od lat z całego świata, gromadzące się na Placu przed bazyliką codziennie na nabożeństwach, przystępujące do Sakramentu Pokuty, rozmodlone, zasłuchane, skupione, zjednoczone we wspólnocie wiary. W czasie tych codziennych nabożeństw czułam się w sposób trudny do opisania: spokojna, bezpieczna, oderwana od rzeczywistości, od problemów życia, które jakby spływały ze mnie. W ciągu tych trzech godzin: Różańca św., Mszy św. i adoracji Najświętszego Sakramentu (od 18.00 do 21.00) bardzo wiele przemyślałam i zrozumiałam, otrzymałam odpowiedź na najważniejsze dla mnie pytanie – ale to już moja tajemnica.

Wielkim przeżyciem dla wszystkich zgromadzonych jest godz. 18.40, moment, w którym bijące dzwony oznajmiają możliwość zejścia na ziemię Matki Bożej i Jej rozmowy z którymś z widzących. Wtedy przerywa się odmawianie Różańca św., wszyscy padają na kolana i w ciszy kontemplują tę tajemnicę.

Wróćmy jednak do realnego, materialnego świata. Jak było na pielgrzymce w Medjugorje? Wspaniale! Podróż wprawdzie długa, ale bez problemu do przeżycia. W drodze modlitwa, śpiewy (różne) przy akompaniamencie gitar (p. Sławomir organista i Marysia), informacje ks. Mariana o Medjugorje i objawieniach, wyświetlanie filmów i liczne przystanki, za które panom kierowcom Bóg zapłać. W drodze przez Chorwację oraz Bośnię i Hercegowinę podziwialiśmy piękne, zapierające – czasem dosłownie – dech w piersiach krajobrazy (serpentyny nad Mostarem!). Nie było mowy o nudzie czy zmęczeniu (nadmiernym).

Hotel w Medjugorje, w którym byliśmy zakwaterowani, z czystym sercem można polecić każdemu – warunki bytowe doskonałe, zwłaszcza dla pielgrzymów, którzy pragną spokoju i wypoczynku a także wzmocnienia sił, co dokonywało się przez bardzo obfite i smaczne jedzenie oraz urozmaicone napoje. Miłe towarzystwo podnosiło jeszcze smak spożywanych posiłków. Myślę, że w naszej pamięci pozostanie też gościnność gospodarzy, prowadzących hotel, a zwłaszcza jego kierowniczki Kristiny – zawsze uśmiechniętej, serdecznej, mimo zapracowania mającej czas dla każdego, przyjaznej Polakom i już całkiem dobrze mówiącej po polsku.

Program pielgrzymki nastawiony był oczywiście głównie na sprawy duchowe, na modlitwę, wyciszenie i wsłuchanie się w głos Matki Bożej, ale uwzględniał też wypoczynek, jako że człowiek jest istotą duchowo-cielesną, a Pan przemawia w różny sposób – czasem zupełnie nieoczekiwany: w dziwnych, nietypowych sytuacjach, miejscach i czasi

 I tu czekały nas liczne atrakcje: przede wszystkim dwukrotny wyjazd do Chorwacji nad morze, na Makarską Rivierę: kąpiel, plażowanie, spacery brzegiem morza, kawa, ciastka, lody w przybrzeżnych kawiarniach, palmy, jachty w przystani (tylko do podziwiania z daleka!). Ach! Lepiej nie wspominać, bo łza się w oku kręci. Inną atrakcją był wyjazd do Mostaru i zwiedzanie jego orientalnej starówki, co było bardzo ciekawym doświadczeniem, wzbogacającym wiedzę w wielu dziedzinach, a jednocześnie niewątpliwą przyjemnością: oczywiście oryginalna, parzona po turecku kawa i ciastka w orientalnej kawiarence w przemiłym towarzystwie. Jako dodatkowa atrakcja wystąpiła burza i deszcz.

Na koniec zostawiłam sprawę bardzo dla mnie istotną, nie licząc pobytu na Podbrdo (miejsca objawień Maryi), który głęboko przeżyłam, zwiedzania Vespic (chorwackiego Lourdes) i dotknięcia kolana figury ukrzyżowanego Chrystusa, z którego sączy się cudowny płyn, znajdującej się obok Placu przy bazylice

Chodzi mi o pielgrzymkę na górę Križevac i nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Jeszcze przed wyjazdem na pielgrzymkę stwierdziłam, że jeżeli wyjdę na Górę Krzyża i zejdę z niej szczęśliwie, będzie to dla mnie cud. I stało się. Własnymi siłami nigdy bym tego nie dokonała, ale wspólnota wiele może. Jeszcze raz dziękuję moim Aniołom Stróżom: temu z lewej i tym z prawej strony za to, że mnie prowadzili, poili, łapali i podtrzymywali na duchu. I jeszcze komuś… Najbardziej jednak niepojęte jest dla mnie to, że na tej Drodze Krzyżowej mimo zmęczenia, mimo tego, że z trudem stawiałam kolejny krok idąc w górę – byłam szczęśliwa. Naprawdę czułam radość i szczęście. Doświadczyłam tego, że człowiek na Drodze Krzyżowej może być szczęśliwy, idąc za  Chrystusem bez lęku co będzie  gdy zaufa, nawet mimo ciemności.

Nie do wiary, ale to prawda. W poniedziałek, w dzień przed naszym wyjazdem z Medjugorje, w czasie wieczornego nabożeństwa ukazała się piękna tęcza, która obejmowała niebo od wież bazyliki aż po koniec Placu, przechodząc nad ołtarzem polowym i ginąc gdzieś wśród gór. Widoczna była długo. Niby to nic dziwnego, bo wcześniej trochę popadał deszcz, ale ta tęcza nad tłumami rozmodlonych ludzi zrobiła na mnie wielkie wrażenie, zwłaszcza, gdy rozległ się dźwięk dzwonów zwiastując godzinę objawień Maryi. Jest ona dla mnie symbolem niosącym nadzieję, że może jeszcze kiedyś wrócę do Medjugorje, może Matka Miłosierdzia wyprosi mi tę łaskę u Pana.

Dzisiaj dziękuję za tę pielgrzymkę, którą przeżyłam – Bogu i ludziom, dzięki którym była ona możliwa i szczęśliwa: ks. Marianowi za jej zorganizowanie i prowadzenie, całej wspólnocie pielgrzymkowej i wszystkim, którzy nas wspierali swą pracą, pomocą i modlitwą.

Halina Kluska

foto: Ks. Marian Kostrzewa